czwartek, 1 maja 2014

Powrót po latach...

Ostatnio pisałam i zaglądałam na tego bloga bardzo dawno temu... jak byłam na ostatnim roku studiów. Przyczyna.. otóż nie mogłam dostać się na swoje konto google. Taka prawda. Później zapomniałam, że prowadziłam bloga... Szkoda, że wcześniej o nim nie pamiętałam ;-)

Wiele się wydarzyło przez te ładne 3,5 roku..

Studia dawno skończyłam, dokładniej pamiętnego 3 czerwca 2011, teraz jestem na nieco wyższym etapie edukacji i to też myślę, że już niezbyt długo tak będzie ;-)

Aktualnie przebywam we włoskiej stolicy Toskanii --> Florencji. "Przywiało" mnie tu tylko i wyłącznie w celach naukowych, na kilka miesięcy. Oczywiście różowo nie jest, ale nie żałuję ani trochę!!!

Zdjęcie przedstawia mój ulubiony widok na panoramę miasta z Piazzale Michelangelo :-)

piątek, 24 grudnia 2010

Święta Święta...

...i nastały Święta. Nie wiem, dlaczego ja za nimi nie przepadam, jest tak od kilku ostatnich lat. Zdecydowanie zapewne pod tym względem jestem dziwna, gdyż dla większości społeczeństwa jest to najprzyjemniejszy czas w roku. Dla mnie też, ale tylko pod względem przygotowań. Choinka, bombki, stroiki, prezenty, potrawy świąteczne.. to wszystko sprawia, że czują tą magię... Ale kiedy już wszystko jest przygotowane, to czar pryska...

Moja rodzina i te ciągłe docinki, których już słuchać nie mogę, że tylko studia, że mogłabym już je skończyć, wracać do domu, że rodzinę bym mogła założyć, do pracy iść. No szlak mnie już trafia. Czy oni nie potrafią zrozumieć, że ja mam czas?! Całe gimnazjum/liceum nie imprezowałam, nigdzie nie jeździłam, prawie każdy Sylwester w domu, wakacje też, weekendy też. Podczas studiów też mi się zdarzało. Oni by chyba chcieli, żeby tak było zawsze... i te życzenia... niby miłe, ale jak zawsze niestety niezbyt szczere... Po co życzą powodzenia na studiach, udanego Sylwestra etc... no po co?! Po to chyba, żeby za 15 minut dodać, że nigdzie nie pojadę, że będę w Sylwka z nimi, że mam sobie nawet nie myśleć.

Bym to wszystko zrozumiała, gdybym do domu nie przyjeżdżała, gdybym imprezowała co tydzień, gdybym się nie uczyła... ale teraz? Chyba za głupia jestem, żeby to zrozumiem... Głupia, w sumie to też mówią, więc czas chyba w to uwierzyć...

A Sylwester... itak spędzę w mieście Kopernika i nikt mnie nie powstrzyma...Nikt! Wiem, że będzie świetna zabawa, ze względu na nieprzewidzianą okoliczność może nie tak świetna, jak myślałam (chyba, że się myślę), ale na pewno niezapomniana:)

niedziela, 12 grudnia 2010

XXXIII OSChem... czyli konferencja w oczach organizatorki...

Zwykle pisałam o tym, jak było świetnie lub też mniej świetnie na Szkołach Chemii. Niedawno mogłam sama dostąpić zaszczytu zorganizowania wraz z Naukowym Kołem Chemików UG kolejnej, XXXIII Ogólnopolskiej Szkoły Chemii.

Konferencja odbyła się w dniach 10-14 listopada 2010 roku Domu Wczasowym VIS w Jastrzębiej Górze. Jednak dla mnie konferencja zaczęła się kilka miesięcy wcześniej...a na dobre, to w sierpniu, kiedy to trzeba było zacząć na dobre załatwiać formalności. Nie obyło się oczywiście bez excesów ze strony UG, ale na szczęście wszystko było pod kontrolą:)

Wszytko było dopięte na ostatni guzik, materiały konferencyjne przygotowane. Najbardziej jestem dumna z naszego logo (autorstwa Lightnira) oraz Królowej, czyli cudownej Książki abstraktów. Okładkę do niej zaprojektował Lightnir (jest przepiękna, co z resztą widoczne jest poniżej), zaś wiele stron napisałyśmy z Madzią oraz w pełni ją złożyłyśmy:) Pracy było sporo, ale było WARTO!:)



Przechodząc do samej konferencji... wszyscy zastanawialiśmy się jak to wyjdzie, czy się materiały będą podobały, czy w ośrodku wszystko będzie grało, czy nie będzie nieoczekiwanych sytuacji... Wszystko było zaplanowane od samego początku... a jednak obawy były...

Sam przebieg konferencji przeszedł moje najśmielsze oczekiwanie. Na początku nie widziałam prawie żadnych pozytywów, jak się okazało niepotrzebnie:) Uczestnicy oraz goście konferencyjni pokazali mi, że Szkoła okazała się sukcesem. Jak to wielu uczestników określiło - "Organizacja była na najwyższym poziomie", integracja ośrodków również, nie było jakiś wojen podjazdowych, docinek, komentarzy... Tego całe NKCh chyba najbardziej sobie życzyło przed konferencją:) Myślę, że jako koło odnieśliśmy sukces, ale też prywatnie uważam, że to był sukces. Teraz patrząc z perspektywy czasu dostrzegam znacznie więcej tych mocnych stron:)

Jestem tylko zła na siebie za jedną sprawę... za prezentację. Pierwszy raz pojechałam na OSChem z prezentacją... Bardzo lubię je wygłaszać, zawsze jestem do nich przygotowana, a tym razem... ja spaliłam, na całej linii niestety. Ze względu na ciągłe przygotowania materiałów, załatwianie formalności i ciągły stres, nie miałam kiedy się do niej przygotować, no i stres na samej prezentacji mnie przerósł... Jedynie co mi się w niej podobało, to była grafika i tylko tyle. Niestety, żal mi jest przyznać, ale moje przygotowanie sięgało minimum i to jest mobilizacja na przyszłość, żeby się konkretnie przygotować do kolejnej, posłuchać cennych rad Sylwii i Lightnira oraz zostawić stres przed salą konferencyjną:)

Prywatnie integracja na Szkole była dla mnie bardzo udana, co zaowocowało już odwiedzinami w Toruniu i w Poznaniu, z czego się niezmiernie cieszę:) a niedługo we Wrocławiu...

Sobie i pozostałym uczestnikom tej Szkoły Chemii życzę, aby każda OSChem, w której będą uczestniczyli będzie lepsza od poprzedniej:)

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Kaszëbsczé nótë




Tegoroczne wakacje zaczęłam na Kaszubach, konkretnie w Kościerzynie u Madzi:)
Jako, że spędzam je głównie na "wakacjowaniu" w dosłownym znaczeniu tego wymyślnego słowa, to postanowiłam spełnić swoje marzenie i nauczyć się sama Kaszëbsczé nótë, które przy ognisku w Przesiece tak pięknie zaśpiewali Bartek z Łukaszem:)
Ogólnie sprawa prosta nie jest, jak ktoś nie ćwiczy głosu. Jednak stwierdzam, że po kilku tygodniach "pracy" jest już całkiem nieźle:P

Mam nadzieję, że podczas Szkoły w Jastrzębiej Górze, razem z chłopakami zaśpiewam przy ognisku:D

wtorek, 18 maja 2010

Sprawdzając wytrzymałość fizyczną, czyli X Naukowy Rajd Chemika

I stało się!!! Ostatnie kilka dni byłam tak jakby członkiem NKCh UJ.

W środę 12 maja o 19:04 zaraz po egzaminie ze Zrównoważonego Rozwoju Regiony Morza Bałtyckiego pojechałam do Krakowa, gdzie byłam już o 6:19 dnia następnego (ach… ta moja dokładność). Z dworca odebrała mnie Monika – Pani Prezes NKCh UJ. Ten dzień z założenia miał być ciężki, więc szybko zawiozłyśmy rzeczy na Ruczaj. Zostałam sama z przykazaniem co i o której się odbędzie i mini mapką – jak gdzie dojechać. Ogarnęłam się trochę i wyruszyłam na Rynek w Krakowie, gdzie już od 9-tej trwał Festiwal Nauki na Rynku w Krakowie. Tego dnia byłam tylko obserwatorem (co nie ukrywam bardzo mi się podobało, bo kiedy już kilka lat robisz, to miło jest w końcu popatrzeć). Co jak co, ale niestety Krakowa jako tako nie zwiedziłam, gdyż pogoda za bardzo nie dopisała, a poza tym część budowli była remontowana, no i osoby, z którymi chciałam go zwiedzić pojechać nie mogły. Oznacza to tyle, że będzie okazja wybrać się tam ponownie:)

No tak, ja tu gadu gadu, ale nie taki był przecież cel mojej wyprawy;P

Celem był zdecydowanie X Naukowy Rajd Chemika!

Patrząc z perspektywy czasu, totalnie nie miałam wyobrażenia, co to jest ten Rajd. Szybko się przekonałam idąc do pierwszego schroniska, w deszczu, mega błocie i z plecakiem na plecach. Biedni ci, którzy szli koło mnie – zwłaszcza Dominika „Ruda” z Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Kamila „Kama”, która była moją opiekunką w Murzasichle, no i Monia. Ile się nagadałam i na’narzekałam , tego nikt mi nie zabierze;P Jednak jak doszliśmy, to była satysfakcja;]

Tego dnia wieczorek w schronisku były też wystąpienia – przecież Rajd był naukowy, więc nie mogło być inaczej. Miałam prezentację o Śnie i jego fazach. Myślę, że było całkiem nieźle, skoro w głosowaniu otrzymałam (razem z Zosią) 2. miejsce.

W sobotę idąc na Babią Górę wchodząc prawie pionowymi skalnymi mokrymi schodami miałam mega kryzys fizyczny, ale zmotywował mnie w pewnym sensie Bern, który szedł za mną i chciał mi ponieść plecak, aby było mi lżej. Jak sobie wyobraziłam, że biedak z dwoma plecakami miałby podchodzić, to dało mi to kopa w podchodzeniu i jakimś cudem dałam radę. Zdobycie szczytu Babiej Góry i mniejszych szczytów było naprawdę cudownym przeżyciem. Ognisko na koniec drugiego dnia Rajdu pozwoliło zregenerować siły.

W niedziele wracając z drugiego schroniska znów była wichura, padał deszcz i było mega błoto;[

Jednak daliśmy radę dojść do autokaru. Wszyscy mokrzy pojechaliśmy na WChUJ’a (Wydział Chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego) do pokoju NKCh. Masowe przebieranie na korytarzu w cokolwiek co w plecaku jeszcze było w miarę suche nie przeszkadzało nikomu, a w dodatku dawało taką niesamowitą radość i komfort fizyczny i psychiczny, że jest to po prostu nie do opisania;]

Tego też dnia w niedzielę 16 maja miałam o 23:20 pociąg do Gdańska. Niestety ulewa spowodowała olbrzymie podtopienia i mój pociąg ominął Kraków szerokim łukiem. To spowodowało, że wydostałam się z Krk dopiero dnia następnego w godzinach rannych. Miałam szczęście, bo mój Express InterCity był ostatnim pociągiem, który wyjechał tego dnia z Krakowa do Gdańska.

Podsumowując Rajd oraz cały wyjazd jestem bardzo zadowolona i mimo iż na początku zarzekałam się, że nigdy już się nie zdecyduję, to teraz mogę powiedzieć, że na kolejny Rajd letni, jeśli ze stawem skokowym będzie wszystko ok, to zapewne się zdecyduję i przyjadę:]

Z tego też miejsca dziękuję Monice i wszystkim członkom Rajdu za sympatyczną gościnę i opiekę!:)

niedziela, 9 maja 2010

Przełom wyjazdowy, czyli po 13 latach ponownie w Krk:)

XXXII OSChem zaowocowała w wiele nowych znajomości oraz nieoczekiwanych zdarzeń. Myślę, że jednym z tych najważniejszych jest zażegnanie wszelkich nieporozumień z NKCh UJ i UAM. Tak naprawdę nic się nie stało, a był niesmak. Czas powiedzieć temu „GOOD BYE!”.

W związku z tą sytuacją skorzystam z zaproszenia i z niekrytą przyjemnością wybieram się na X Naukowy Rajd Chemika organizowany w Beskidzie Żywieckim przez NKCh UJ w dniach 14 – 16 maja 2010 roku. Fakt, że jadę sama spowodował, że wybieram się już 12 maja, gdyż 13-tego jest na Festiwal Nauki na UJ i zamierzam zobaczyć, jak to jest na pokazach Uniwersytecie Jagiellońskim.

Myślę, że będzie to niezapomniane przeżycie:] Czas pokaże...

środa, 5 maja 2010

Magiczny Wrocław ;)

Ostatni dzień OSChemu był równie pełny niezapomnianych przeżyć, jak pierwszy dzień;P

Z Pokrzywnej do Wrocławia wyruszyliśmy PKS-em o 13:22. We Wrocku byliśmy około 15:45, po czym z Dworca PKS odebrali nas Dominika i Janusz, u którego zostawiliśmy rzeczy i wyruszyliśmy na miasto:)

Około 16:30 pożegnaliśmy się z częścią SKNCh UMK, którzy jechali pociągiem do Torunia kilka godzin szybciej niż my. Później było zwiedzanie, zwiedzanie i jeszcze raz zwiedzanie;) Ekipa „Jeża” oprowadziła nas po prawie wszystkich najciekawszych częściach Wrocławia. Byłam tam pierwszy raz (nie licząc przesiadek oczywiście) i zakochałam się w tym cudownym mieście. Czułam, że tak właśnie będzie i się nie zawiodłam. Urok Wrocławia przeszedł moje oczekiwania. Ekipo „Jeża” dziękuję Wam:)

Po niezwykłych przeżyciach we Wrocławiu, o 0:12 (już 5 maja) wyruszyliśmy TLK do Gdańska, gdzie dotarliśmy o 8:30 i o 10tej byliśmy już na naszym WCh...

Teraz czas na kolejne odkrycia…;)